Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gospodarka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gospodarka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 4 lipca 2025

RPP zaskakuje: stopy procentowe ZNOWU w dół – co to oznacza dla kredytobiorców?

Dokładnie miesiąc temu pisałem na blogu o obniżce stóp procentowych. Teraz – powtórka z rozrywki! Rada Polityki Pieniężnej znów zaskoczyła rynek i 2 lipca obcięła stopy o kolejne 0,25 pkt proc., sprowadzając główną stopę do poziomu 5%. Analitycy łapali się za głowy – większość z nich wieszczyła, że w lipcu nie wydarzy się nic.

Tymczasem wydarzyło się... Dla posiadaczy kredytów hipotecznych to konkretna ulga – rata kredytu na 500 tys. zł spadnie o kolejne 85 zł miesięcznie. W połączeniu z czerwcową obniżką to już 257 zł mniej co miesiąc! A to dopiero początek – przy dalszych cięciach, o których mówi się coraz głośniej, miesięczne raty mogą spaść łącznie aż o ponad 600 zł!

Chodzi bowiem o to, że analitycy nabierają przekonania, że to jest początek całego cyklu obniżek...

NBP równocześnie ujawnił nową projekcję inflacji – i wygląda na to, że cel 2,5% może być osiągnięty szybciej, niż się spodziewano. Eksperci z ING i Pekao mówią wprost: decyzja jest słuszna, a jesienią możemy spodziewać się kolejnych cięć. Rynki finansowe już to dyskontują – kontrakty wskazują, że wiosną 2026 r. WIBOR 3M może spaść do 4,03%.

Wygląda więc na to, że to nie jest już chwilowa korekta – wygląda na to, że RPP wchodzi w fazę luzowania na serio. A to oznacza jedno: kredyty będą tańsze, zdolność kredytowa większa, a portfele Polaków – trochę lżejsze. 

Obniżki stóp procentowych to bowiem nie tylko niższe raty – to również realny wzrost zdolności kredytowej. Już teraz niektórzy klienci mogą liczyć na dostęp do nawet o 100 tys. zł wyższej kwoty kredytu niż jeszcze kilka miesięcy temu. To efekt niższych kosztów finansowania, które banki biorą pod uwagę przy ocenie wniosku. Innymi słowy: osoby, które wcześniej nie miały szans na zakup wymarzonego mieszkania, dziś mogą dostać pozytywną decyzję kredytową. Jeśli trend obniżek się utrzyma, zdolność kredytowa będzie dalej rosła – a to może rozruszać rynek nieruchomości i pobudzić popyt, który ostatnio wyraźnie przyhamował

czwartek, 8 maja 2025

RPP obniża stopy procentowe!

Rada Polityki Pieniężnej (RPP) podczas posiedzenia w dniach 6–7 maja 2025 r. zdecydowała o obniżeniu wszystkich głównych stóp procentowych o 0,50 punktu procentowego. To pierwsza taka decyzja od października 2023 roku i zgodna z wcześniejszymi zapowiedziami części członków Rady oraz przewidywaniami rynku.

Od 8 maja 2025 r. nowe stawki wynoszą:

  • stopa referencyjna: 5,25%,

  • stopa lombardowa: 5,75%,

  • stopa depozytowa: 4,75%,

  • stopa redyskontowa weksli: 5,30%,

  • stopa dyskontowa weksli: 5,35%.

Decyzja zapadła w odpowiedzi na słabnące dane gospodarcze oraz niższy odczyt inflacji – wstępnie 4,2% r/r za kwiecień. Prezes NBP Adam Glapiński jeszcze w kwietniu sygnalizował gołębie nastawienie Rady, mówiąc: „Przylatuję jako gołąb na czele innych gołębi”. Wypowiedzi innych członków RPP, takich jak Kotecki, Wnorowski czy Litwinowicz, również wskazywały na możliwość cięcia – choć różnili się co do skali i momentu.

Kredytobiorcy na obniżkę stóp odczują wpływ w nadchodzących tygodniach. Według Związku Banków Polskich rata kredytu hipotecznego może spaść nawet o ok. 400 zł przy kredycie na 1 mln zł, zależnie od parametrów umowy (np. WIBOR 3M lub 6M).

Kolejne decyzje mogą zapaść po lipcowej projekcji inflacji NBP – to wtedy, jak zaznaczyli członkowie Rady, możliwa będzie dalsza ocena sytuacji i ewentualne kolejne cięcia 

poniedziałek, 31 marca 2025

Czy wzrost wydatków na zbrojenia w Europie przyczyni się do wzrostu PKB i inflacji?

W ostatnich latach Europa intensywnie zwiększa nakłady na obronność. Rosnące zagrożenia geopolityczne skłoniły państwa NATO do przekraczania progu 2% PKB na wydatki wojskowe, a niektóre kraje, jak Polska, przeznaczają nawet ponad 4% PKB. Wzrost ten ma znaczący wpływ na gospodarkę, zarówno pod względem dynamiki PKB, jak i poziomu inflacji.

Pojawia się pytanie - jak to wpłynie na inflacje i PKB?

Wydatki na zbrojenia mogą pobudzać wzrost gospodarczy poprzez zwiększone inwestycje w przemysł obronny, tworzenie nowych miejsc pracy i rozwój zaawansowanych technologii. Firmy zbrojeniowe korzystają z rządowych kontraktów, co prowadzi do wzrostu produkcji i eksportu. Pośrednio wspierane są również sektory powiązane, jak metalurgia, elektronika i transport.

Jednak efekt ten może być krótkotrwały, jeśli zwiększone wydatki na obronność będą finansowane kosztem innych inwestycji publicznych, takich jak infrastruktura czy edukacja. Ponadto gospodarka rozwija się stabilniej, gdy wzrost opiera się na inwestycjach cywilnych, a nie militarnych.
Rosnące nakłady na zbrojenia mogą prowadzić do wzrostu inflacji. Po pierwsze, zwiększone zapotrzebowanie na surowce i technologie obronne może powodować wzrost cen w tych sektorach. Po drugie, finansowanie wydatków zbrojeniowych przez zwiększoną emisję pieniądza lub dług publiczny może osłabić wartość waluty i zwiększyć presję inflacyjną.

Z drugiej strony, jeśli większe wydatki wojskowe pobudzą rozwój gospodarki i zwiększą efektywność produkcji, mogą częściowo neutralizować inflacyjne skutki wzrostu popytu. Kluczowym czynnikiem będzie sposób, w jaki rządy sfinansują dodatkowe nakłady – czy poprzez podniesienie podatków, zadłużenie, czy przesunięcia budżetowe.
Wzrost wydatków na zbrojenia w Europie z pewnością wpłynie na gospodarki państw członkowskich, choć skutki mogą być różne. Krótkoterminowo może nastąpić wzrost PKB i rozwój sektora obronnego, ale długofalowe efekty będą zależały od struktury finansowania i skali wydatków. Istnieje również ryzyko wzrostu inflacji, jeśli nakłady te będą pochodziły z nadmiernego dodruku pieniądza lub zwiększonego długu.

Ostatecznie, czy wydatki zbrojeniowe przyczynią się do trwałego wzrostu gospodarczego, zależy od tego, jak efektywnie zostaną one wykorzystane i w jakim stopniu pobudzą innowacje oraz rozwój technologiczny.

czwartek, 5 grudnia 2024

Jak zmienią się wynagrodzenia w 2025 roku?

W 2025 roku w Polsce nastąpią istotne zmiany w zakresie wynagrodzeń, które wpłyną na sytuację finansową wielu pracowników. Wzrost płacy minimalnej oraz zmieniające się plany podwyżek w różnych sektorach gospodarki mogą przynieść zarówno pozytywne, jak i negatywne konsekwencje. 
Wzrost płacy minimalnej Od 1 stycznia 2025 roku płaca minimalna wzrośnie do 4666 zł brutto, co oznacza wzrost o 366 zł w porównaniu do obecnej stawki. Dodatkowo, minimalna stawka godzinowa wzrośnie do 30,50 zł brutto. To jednorazowa podwyżka, co różni ją od lat poprzednich, kiedy to zmiany w wynagrodzeniu miały miejsce dwukrotnie w ciągu roku. 

Pomimo ogólnego wzrostu płacy minimalnej, sytuacja na rynku pracy nie jest jednoznaczna. Z badania agencji zatrudnienia Randstad Polska wynika, że tylko 47% pracodawców planuje podwyżki wynagrodzeń w pierwszej połowie 2025 roku, co oznacza spadek o ponad jedną piątą w porównaniu do roku ubiegłego, kiedy to aż 60% firm zapowiadało wzrosty. 

W szczególności branże takie jak obsługa nieruchomości oraz przemysł i transport (TSL) przewidują większe podwyżki, podczas gdy sektory finansowe i ubezpieczeniowe są bardziej ostrożne. Pracodawcy w tych ostatnich planują podwyżki tylko w około 40% przypadków. 

Eksperci zauważają, że obawy dotyczące sytuacji gospodarczej, w tym perspektyw eksportu oraz poziomu konsumpcji wewnętrznej, wpływają na dynamikę wynagrodzeń. W budżetach firm przewiduje się wzrost płac na poziomie od 4% do 7%, a wyższe podwyżki są głównie efektem ustawowej podwyżki płacy minimalnej. 

W sektorze budżetowym przewiduje się jedynie 5% wzrost wynagrodzeń, co nie zaspokaja oczekiwań pracowników, którzy domagają się większych podwyżek. 

Rok 2025 przyniesie istotne zmiany w zakresie wynagrodzeń w Polsce. Wzrost płacy minimalnej do 4666 zł brutto oraz stawki godzinowej do 30,50 zł brutto to krok naprzód dla wielu pracowników. Jednakże spadający odsetek firm planujących podwyżki oraz obawy o kondycję gospodarki mogą skutkować ograniczeniem realnych korzyści dla pracowników. Warto śledzić te zmiany i być świadomym ich wpływu na rynek pracy oraz osobiste finanse.

piątek, 7 stycznia 2022

Inflacja w grudniu wyniosła 8,6 procent

 Inflacja w grudniu wyniosła 8,6 procent - tyle nie było od 21 lat. Całe pokolenie narodziło się a nie doświadczyło jeszcze tego, co starsi pamiętają z początku lat dwutysięcznych. Co dalej? 

Obawiam się, że chaos wymknął się wszystkim spod kontroli. Co znaczą stopy procentowe podniesione do 2,25% kiedy inflację mamy ponad trzy razy wyższą? Projekcje inflacji NBP nie sprawdziły się, bo nie wzięto pod uwagę planowanych (!) podwyżek cen gazu. tak planowanych, bo przecież było wiadomo już wcześniej że będą. Z resztą jeszcze miesiąc temu prognozowano tak wysoką inflację ale w czerwcu, a teraz okazuje się, że mamy ją ale już w styczniu(!).

Wzrosły ceny usług bo przedsiębiorcy przerzucają podwyżki cen energii i koszty Polskiego (nie)Ładu na klientów. Wzrosną ceny w knajpach bo jak kawiarnia dostanie 1000% podwyżki za gaz to albo się zamknie albo podniesie ceny. Żywność drożeje i będzie drożała, bo wysokie ceny gazu to wysokie ceny nawozów, a paliwa też dołożą swoje. 

Rząd na prędce kleci kolejne tarcze i sprawia to wrażenie chaotycznych prób gaszenia pożaru z kubkiem wody. Obawiam się, że jest już za późno. Spirala wzrostu kosztów ruszyła i chyba prędko się z inflacją nie pożegnamy.



czwartek, 18 marca 2021

Polska liderem!... drożyzny w UE

Polska jest liderem i ma pierwsze miejsce jeśli chodzi o poziom inflacji w Unii Europejskiej. Średnia ta wynosi dla UE 0,9% a aktualnie wyliczony wg Eurostatu poziom inflacji w Polsce to 3,6%. 



Nie wiem czy ktoś się z tego cieszy. Ja kiedyś słyszałem o takich, którzy uważają, że inflacja to dobra rzecz. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć tego mentalnego stanu, w którym pochwala się życie utracjusza, który się zadłuża i nie ma żadnych oszczędności a opodatkowuje się (bo inflacja to podatek) oszczędności kogoś kto je sobie odłożył. 

Arto zauważyć jeszcze jedną rzecz, ta statystyczna inflacja ma się nijak do tej odczuwanej przez każdego z nas. Jeżeli mamy inną strukturę wydatków (przykładowo nie jeździmy samochodem) to nasz koszyk dóbr będzie inny.

Co jeszcze istotniejsze mamy sytuacje kiedy gospodarka pogrąża się w kryzysie wywołanym lockdownami i pandemią. Wychodzenie z kryzysu wiąże się zazwyczaj z przyspieszeniem inflacji. Tak z resztą wskazuje projekcja NBP - inflacja w kolejnych latach ma nie spaść znacząco. 



Znajdziemy się w pułapce, bo żeby nie dusić wzrostu gospodarczego nie będzie można podnieść stóp procentowych, a w konsekwencji dusić inflacji. Nie ma się co zatem spodziewać, że drożyzna zniknie.

piątek, 16 października 2020

Rząd wykonał solidną robotę aby zaorać branże, którym chciał pomóc...

Tak sobie rozważam obecną sytuacją i doszedłem do wniosku, że przez ostatnie pół roku rząd wykonał na prawdę solidną robotę aby doprowadzić do upadku branże, którym tak bardzo chciał pomóc. Chodzi mi oczywiście o hotelarstwo, fitness, kulture, wesela, etc. 

Przecież to głupie luzowanie latem tak jakby nigdy nic się nie działo doprowadziło właśnie do sytuacji, że epidemia wymyka się spod kontroli i teraz trzeba zaciągać ręczny hamulec. 

Gdyby słuchano ekspertów i np. posłuchano, że luzowanie obostrzeń w branży weselnej jest nadmierne to dziś nie trzeba by likwidować wesel całkowicie. 

Swoją drogą, to szczerze mówiąc, myślę, że w obecnej sytuacji "wojennej" de facto głupotą jest przygotowywanie sobie jakichkolwiek planów życiowych związanych z organizowaniem tego typu imprez. Na prawdę trzeba było być nieźle naiwnym, żeby wierzyć, że "wszystko będzie dobrze" na jesieni. 

Powiem szczerze, ktoś kto na prawdę wierzył, że rząd ma sytuacje pod kontrolą i że wszystko będzie dobrze, jest głupi jak but. Wystarczy pożyć w Polsce parę dekad, żeby odkryć,że polak jest ZAWSZE mądry po szkodzie i NIGDY nie przygotowuje się na kryzysy, czy klęski. Ktoś kto tego nie rozumie jest debilem. Ktoś kto takie myślenie  uskutecznia, jest debilem do kwadratu.

Powódź stulecia nas niczego nie nauczyła, nie nauczyła nas niczego katastrofa smoleńska, nie nauczyły nas niczego pęknięte rury do Czajki, pierwsza fala pandemii też nas niczego nie nauczyła... a jak ktoś nie wierzy w wirusa, to niech dalej nie myje rąk po wyjściu z kibla i niech się zapisze na wolontariat do szpitala albo DPSu.

Wracając, do naszego rządu - wykonał kawał dobrej roboty przekonując wszystkich, że nie ma się czym przejmować i można wpieprzać kebaby brudnymi rękami kichając na wszystko i wszystkich. Niestety, teraz za to będą wszyscy cierpieli, a szczególnie ci najsłabsi, którzy się pochorują, albo z tej czy innej przyczyny nie dostaną do szpitala, czy ześwirują na kwarantannie. Radośnie przebalowaliśmy pół roku, a teraz będziemy odczuwać tego skutki. Ciekawe, czy nas to czegoś nauczy.


środa, 5 lutego 2020

Polska sprzedaje obligacje z ujemną rentownością

Żyjemy w ciekawych czasach chciałoby się powiedzieć. Ujemne stopy procentowe na świecie wywracają mechanizmy, które przez setki lat działały na rynku w zakresie wyceny ryzyka inwestycyjnego. Mamy dziś taką sytuację, że inwestorzy są skłonni za przechowanie swoich pieniędzy w instrumentach względnie bezpiecznych (jakimi są obligacje skarbowe) zapłacić, zamiast oczekiwać odsetek.

Zdarzało się to w przypadku innych krajów, mamy także przykład ze sprzedaży polskich obligacji.
Ministerstwo Finansów podało właśnie, że sprzedało obligacje za 1,5mld euro, przy czym popyt wynosił znacznie więcej bo 6,5mld euro.
Przełożyło się to na wysokość oprocentowania. Ostatecznie inwestorzy kupili dług z ujemną rentownością na poziomie -0,1 procent.

Jakie to ma reperkusje? Otóż jest kilka aspektów.

Pierwszy aspekt to woda na młyn zadłużaniu się przez państwo. Politycy uradowani będą chętniejsi sprzedawać obligacje bo będą żyli iluzją tego, że zadłużanie się nie kosztuje. jest to iluzja dlatego, że nie da się długoterminowo utrzymać takiego stanu rzeczy.

Drugi aspekt jest taki, że ujemne oprocentowanie na rynku długu publicznego rujnuje portfele oszczędzających na emerytury. Na czym mają zarabiać bezpieczne fundusze emerytalne skoro obligacje płacą ujemne odsetki?

Generalnie ujemne stopy procentowe wywracają na głowę całą ekonomię poczynając od inwestycji, przez oszczędzania i zadłużanie się. Okazuje się, że mamy nadmiar pieniądza w gospodarce (produkowanego przez banki centralne), który szuka ujścia. Nie opłaca się oszczędzać ani inwestować, a na całym stanie rzeczy zarabiają wielkie instytucje finansowe.

A na koniec taki obrazkowy smaczek...


wtorek, 12 listopada 2019

Inflacja rośnie...

Temat zawarty w tytule znamy i odczuwamy już od dawna, natomiast faktycznie przyznał nam NBP, że inflacja rośnie i rosnąć będzie. Według niedawnej projekcji inflacji przygotowanej przez NBP centralna ścieżka zakłada, że w 2019 r. inflacja utrzyma się na poziomie 2,3%, w 2020 r. wyniesie 2,8%, a w 2021 r. - 2,6% rok do roku.

Projekcja inflacji sporządzona w lipcu tego roku była bardziej optymistyczna i zakładała odpowiednio 1,7-2,3% w 2019 roku, 1,9-3,7% 2 przyszłym i 1,3-3,5% za dwa lata. Według NBP maksimum inflacji miałoby nastąpić w pierwszym kwartale przyszłego roku.

W porównaniu z poprzednią projekcją, pogorszyły się perspektywy wzrostu w otoczeniu polskiej gospodarki. 

Najbardziej aktualnie (dane za październik) zdrożały żywność i napoje bezalkoholowe bo o 6,1% rok do roku.


sobota, 27 lipca 2019

Jakie są faktycznie dochody i obciążenia podatników?

Trafiłem ostatnio na niezwykle interesujący artykuł, w którym zanalizowano dane zebrane przez Ministerstwo Finansów z baz danych PIT i ZUS. Rzecz w tym, że dane podawane przez GUS dotyczące np. średniej płacy dotyczą np. tylko sektora przedsiębiorstw i są, co tu dużo mówiąc, "wybiórcze". Mamy w naszym kraju pewną iluzję, bo gdy GUS podaje, że średnia płaca w Polsce wyniosła tyle i tyle, to mało kto zwraca uwagę, że do jej obliczenia nie uwzględniono pracowników administracji publicznej i samorządowej, mikroprzedsiębiorców, etc.

MF postanowił zatem zrobić inną analizę, zebrał dane przekrojowe o podatnikach i płatnikach składek i wyszło mu, wiele ciekawych rzeczy.

Obciążenia podatkowo składkowe są bardzo wysokie dla tych zarabiających najmniej. Wie o tym każdy prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą, który musi płacić ZUS niezależnie od osiągniętego w danym miesiącu przychodu.

Po drugie mamy w naszym kraju wyspy nierówności, które znacząco odstają pod względem dochodów (w górę) od reszty. Tam zarabia się najwięcej. Znacząco więcej niż na "prowincji".

Kolejny wniosek jest taki, że aby znaleźć się w grupie 10% najlepiej zarabiających wystarczy przekroczyć rocznie 69312zł brutto. To jest 5776zł brutto miesięcznie - jak to się ma do średniej płacy (w sektorze przedsiębiorstw, mylnie nazywanej średnią płacą w Polsce) podawanej przez GUS, która wynosiło np. w czerwcu 5104zł? Widać absurd. Przeciętne faktyczne wynagrodzenie w Polsce jest znacznie niższe. To przerażające, że jak ktoś zarabia ponad 5776zł to jest w grupie 10% najbogatszych - gdzie jest pozostałe 90%? To pokazuje skalę nierówności wynagrodzeniowych, które ciążą na poziomie życia.


Pełny raport MF dostępny jest tutaj:


Warto poczytać i wyciągnąć własne wnioski.

wtorek, 4 czerwca 2019

Lokaty bankowe a inflacja - czerwiec 2019

Prasa donosi o tym, że KNF nie zgadza się na fuzję Getinu i Idei, wprowadza do idei Kuratora, podobnie z resztą w Plus Banku - generalnie wygląda na to, że KNF dokręca mniejszym bankom śrubę. Zastanawiam się tylko czy dociskając do podniesienia współczynników kapitałowych nie spowoduje, że te banki po prostu upadną. Na razie (z tego co czytam) lokaty na tak wysokie procenty jak były dotychczas w Idei już się nie pojawią. Zaraz sprawdzimy co tym razem w ofercie banków pod względem lokat.


Kiedy przyjrzymy się ofercie lokat okazuje się, że lokaty na 4% jeszcze istnieją. Są to wszakże, jak było to dotychczas, lokaty promocyjne np. w Getin Banku (lokata mobilna) do 10tyś zł na 3miesiące, w Idea Banku Lokata Happy na 3 miesiące do 20 tyś i w Nest banku na 3 i 6 miesięcy Lokata Witaj do 10 tyś. Generalnie wszystkie one przeznaczone są dla nowych klientów.

Dla nowych klientów promocyjną lokatę na 3,5% na 3 miesiące ma też mBank (też do 10 tyś) i Idea Bank na większe kwoty bo do 400 tyś dla nowych klientów (lokata Happy Pro).

Idea ma jeszcze lokatę na nowe środki na 3,2% na 3 miesiące, ale wymaga posiadania lub założenia konta.

Poziom 3% zajmuje Eurobank z lokatą na start na 3 miesiące tez do 10 tyś.

Patrząc na lokaty bez promocji i haczyków to maksimum na które możemy liczyć to 2,6% w Idea Banku na 1 miesiąc albo 2,5% też w Idei na 3 miesiące lub 2,4% na 6 miesięcy.

Na 2,5% propozycje ma jeszcze Toyota Bank na 12 miesięcy z bonusem 150zł 

Na 12 miesięcy idea proponuje zaś 2,2%

Na lokaty o niższym oprocentowaniu nie ma co patrzyć bo realnie na nich tracimy. GUS podał właśnie, że inflacja w maju wyniosła rok do roku 2,3%. najwięcej bo o 5% wzrosły ceny żywności i napojów bezalkoholowych, a ceny paliw o 4,1% r/r.



piątek, 15 marca 2019

Inflacja na żywności

GUS podał ważne dane o inflacji w lutym. Według ostatecznych wyliczeń, inflacja wyniosła 1,2% rok do roku i okazała się nieco wyższa niż spodziewali się analitycy. Rok do roku wyższe były ceny żywności  i to aż o o 2,2% oraz transportu o 2,5% (przede wszystkich chodzi o wpływ cen paliw) koszty mieszkania wzrosły rok do roku o 0,6%. Niższe niż rok temu były ceny odzieży i obuwia o 3,2% oraz w zakresie łączności o 2,4%.

Problem ze statystykami tego typu wynika z metodyki ich liczenia. GUS rewiduje np co jakiś czas koszyk dóbr, przeliczając wagi przykładane do poszczególnych składników. O ile  kiedyś wpływ wydatków w zakresie użytkowania mieszkania lub domu i nośników energii, łączności, zdrowia był wyższy, to dziś jest liczony wg. mniejszej wagi. Wzrosła za to waga wydatków na transport i żywność.


Na pewno daje się zauważyć to, że w lutym żywność podrożała znacznie bardziej niż w styczniu. Generalnie ceny żywności rosną stale, w ubiegłym roku też rosły. Ma na nie wpływ wiele czynników, bo np. ceny paliw powodują wzrost kosztów transportu, ale też pośrednio przekładają się na wzrost cen żywności.

Sama żywność też nie rośnie w sposób jednorodny, bo np. mamy do czynienia z kolejnym przyspieszeniem wzrostu cen pieczywa, które poszły w lutym w górę w porównaniu do lutego ubiegłego roku aż o 9,3%. Znacznie mniej, bo o  0,4% wzrosły ceny mięsa, ale wędliny podrożały o 1,3%. Cena masła wzrosła o 3,8%. Owoce potaniały o 13,7%, ale ceny warzyw wzrosły o 15,8.

Ktoś może zapytać - jak to się ma do moich wydatków. Odpowiedź jest taka, że nijak. Bo każdy ma inną strukturę i jeżeli ktoś na żywność, mieszkanie i ogrzewanie oraz dojazdy do pracy wydaje 80% swoich dochodów, to wzrosty w tych kategoriach odczuje znacznie bardziej niż ktoś majętniejszy, u kogo wydatki na te rzeczy stanowią zaledwie 50% struktury.


piątek, 1 lutego 2019

Bezgotówkowa gospodarka - czy to bezpieczne?

Niektórzy z Was być może doświadczyli wczoraj awarii sieci T-mobile. W dużym skrócie w wyniku pożaru nie działało call center i były problemy z przesyłaniem smsów. Co gorsza były też problemy z działaniem niektórych terminali płatniczych. Jednym słowem, niektórzy mogli doświadczyć problemów z płatnością kartą.

Śmiać mi się trochę stało kiedy przeczytałem na jednym z blogów, który generalnie prezentuje linię promującą bezgotówkowe płatności, aby zabierać ze sobą gotówkę. To ta gotówka jednak nie jest taka zła? Wszyscy apologeci bezgotówkowych płatności zapominają zazwyczaj o tym, że infrastruktura płatności bezgotówkowych (jak by one nie były realizowane czy przez komórki czy karty) jest oparta o sieć telekomunikacyjną i energetyczną - które nie są bezawaryjne.


Zwykle życie nam to uświadamia od czasu do czasu kiedy zdarzy się większa awaria prądu czy telefonów. Costajemy wtedy z bezwartościowym telefonem czy bezużyteczną kartą w portfelu i nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Owszem zdarza się to rzadko, ale naiwnością jest sądzić, że jest to w stu procentach bezpieczny i odporny na awarie system. Dość powiedzieć, że dobrze ukierunkowany atak terrorystów czy obcych sił może w jeden moment sparaliżować system telefoniczny i płatności całego państwa. 

Gotówka jest odporna na tego typu zagrożenia. Jej przeciwnicy wydają się ignorować ten fakt lobbując za coraz większym uzależnieniem społeczeństwa od instytucji finansowych i technologii. Tymczasem gotówka jest demokratyczna, bezpieczna, anonimowa i namacalna. Moim zdaniem dążenie do całkowicie bezgotówkowego obrotu gospodarczego to niebezpieczny tok myślenia, który ignoruje mnóstwo zagrożeń.

czwartek, 24 stycznia 2019

Korporacyjny neokolonializm

Niedawna rozmowa, którą przeprowadziłem w towarzystwie nasunęła mi pewną refleksję. Otóż mamy w Polsce taką sytuację, że zagraniczni "inwestorzy" otwierają u nas swoje biura. Bywa, że są to laboratoria badawczo rozwojowe (to lepiej), ale bardzo wiele zagranicznych korporacji lokuje u nas swoje centra usług (to gorzej). Politycy lokalni i centralni ulegają przy tym euforii, że oto pojawia się nowy inwestor, który lokuje u nas swoje  biuro i zatrudni iluś tam specjalistów z takiej czy innej branży. Pozornie wygląda to świetnie. Ludzie mają pracę, rosną biurowce, miasta się rozwijają. Jest jednak pewien haczyk.


Bo takie "inwestycje" są bardzo powierzchowne. Zagraniczna korporacja, która lokuje u nas swoje biuro sprzedaży nie zapłaci w Polsce podatków, bo wytransferuje je za granicę. Przykładem jest sektor IT, w którym największe międzynarodowe koncerny razem wzięte, sprzedają polskiemu rządowi licencje i usługi za miliardy złotych, a wszystkie razem wzięte płacą mniej podatków niż jedna rodzima firma produkująca gry komputerowe. 

Inny przykład to tzw. centra usług. Czy wiecie, że niektóre międzynarodowe koncerny, zatrudniające w swoich biurach tysiące osób nie mają nawet stacjonarnej linii telefonicznej? Wszystkie powierzchnie biurowe, które użytkują nie są własnością takiej korporacji, ale są wynajmowane. W konsekwencji cała "inwestycja" sprowadza się do posadzenia setek ludzi przy biurkach i wrzuceniu im pracy, którą kiedyś wykonywali pracownicy we Francji, Irlandii czy Wielkiej Brytanii. Brzmi super, bo młodzi, wykształceni ludzie mają pracę. Tylko jest jedno ale. 

Taki model biznesowy zakłada, że polski oddział jest jedynie pozycją kosztową w tabelce Excela, dla kogoś kto siedzi za biurkiem w centrali w Londynie czy Nowym Jorku. Dla nich nie liczy się jakość pracy pracowników tylko wskaźniki. Co więcej, nie ma żadnych skrupułów aby jednym kliknięciem zdecydować, że za miesiąc dany proces biznesowy będą realizowali specjaliści z Budapesztu, czy Kuala Lumpur. Likwidacja biura i przeniesienie procesów (nie ważne, że wymagająca przekazania wiedzy) to dla takiej korporacji decyzja czysto biznesowo-kosztowa. Tego typu firmy nie wiążą z Polską żadne inwestycje!

Korporacja, która działa w wynajętych biurach może zwinąć swój biznes z Polski w miesiąc i po biurach będzie hulał wiatr. Wystarczy, że dojdą do wniosku, że bardziej opłaca im się dany proces realizować gdzieś za granicą. Na razie jest świetnie bo miejsc pracy przybywa, ale co będzie w sytuacji, kiedy koszty wynagrodzeń pracowników przestaną być korzystne na tle innych krajów? A przecież chcielibyśmy aby płace rosły, więc mamy sprzeczność interesów. 

Obawiam się sytuacji kiedy dojdzie do tego, że zagraniczne biznesy zaczną przesuwać swoje centra usług gdzieś indziej i nadejdzie bolesny kryzys dla tysięcy pracowników. 

Wniosek z tych rozważań jest taki, że nie należy dać się omamić ułudzie, że te "inwestycje" są dane na zawsze. Nie należy popadać w euforię kiedy słyszymy, że kolejny międzynarodowy koncern zatrudni ileś tam etatów usługowych. To nie są poważne inwestycje w sektor przemysłowy, w którym trzeba wyłożyć kapitał na budowę fabryki i ten kapitał ma materialną formę, którą trudno przerzucić gdzieś indziej. Takich inwestycji moim zdaniem brakuje i jest to istotny czynnik ryzyka dla polskiej gospodarki.

środa, 18 lipca 2018

Mamy inflację czy jej nie mamy?

Jest pewien dysonans poznawczy kiedy wchodzimy do spożywczaka po lekturze raportów NBP na temat inflacji, czy też po prostu po usłyszeniu w radiu że mamy inflację "tylko" 2,5%. Generalnie większość przeciętnych konsumentów znacznie bardziej odczuwa wzrost cen. Skąd ten dysonans się bierze? Otóż do mierzenia wskaźnika inflacji stosuje się szereg "manipulacji" statystycznych, które mają stworzyć syntetyczny wskaźnik statystycznego konsumenta. Problem w tym, że nie ma kogoś takiego jak statystyczny konsument. Większość pracujących w naszym kraju zarabia poniżej średniej krajowej, a najczęściej wypłacana płaca to około 1500zł "na rękę". W takich warunkach, ten rzeczywiście najczęściej występujący konsument będzie odbiegał od tego statystycznego w GUS. Większość zarabiających poniżej średniej ma w swoich wydatkach podwyższony procent udziału wydatków na żywność, energię czy mieszkanie, a niższy na usługi i rozrywkę. Powoduje to, że inflacja odczuwalna dla przeciętnego Kowalskiego jest wyższa niż podawana przez NBP. Przykładowo ceny energii i żywności wzrosły rok do roku o 3-4 procent. Odczuwamy to wszyscy tankując na stacji benzynowej czy robiąc zakupy. To właśnie sprawia, że realnie 500 plus jest już warte coś koło 470-450zł - świetny pomysł rządu na robienie ludziom wody z mózgu i na wywinięcie się od waloryzacji świadczeń - trzeba odpowiednio manipulować wskaźnikami. Co więcej nawet projekcja tych wskaźników przewiduje wzrost inflacji a ceny żywności i energii mają rosnąć równie szybko jak dotychczas.

Źródło: raport o inflacji: http://www.nbp.pl/home.aspx?f=/polityka_pieniezna/dokumenty/projekcja_inflacji.html

piątek, 29 czerwca 2018

Książki, które czytałem

Wczorajsze przemyślenia, które opisałem na blogu Przegląd Finansowy i późniejsze komentarze pod tamtym wpisem nakierowały moją uwagę na książki, które przeczytałem, a które bezpośrednio nawiązują do tematu - kryzysu naszej zachodniej cywilizacji i narastających napięć.

W pierwszej kolejności problem, o którym traktuje przywołany we wczorajszym wpisie film - traktuje także Marcin Popkiewicz w swojej książce "Świat na rozdrożu". W dużym skrócie - nie jesteśmy w stanie utrzymać dalszego wykładniczego wzrostu gospodarczego, wzrostu populacji i eksploatacji zasobów naturalnych. Szczególnie przy obecnym systemie ekonomiczno politycznym.

Jak ukształtował się ten system? O tym pisał Yanis Varoufakis w swojej książce "Globalny Minotaur" - gdzie analizuje jak kształtowała się makroekonomiczna rzeczywistość po drugiej wojnie światowej. Skąd wizął się projekt Euro i jak to się stało, że "jedziemy na długu" i "drukowanym pieniądzu".

Na pewno w kontekście rozważań "do czego to doprowadzi" warto przeczytać książkę Adama Fergussona "Kiedy umiera pieniądz". Obrazki hiperinflacji z Republiki Weimarskiej mogą być pouczające i dawać do przemyślenia. Można też sięgnąć po książki, które wybiegają w przyszłość. Mam tu na myśli przede wszystkim dwóch autorów: Jamesa Rickardsa i Georga Friedmana.

James Rickards skupia się na kwestiach walutowych. W swojej książce "The Death of Money: The Coming Collapse of the International Monetary System" podobała mi się część historyczno analityczna, po której autor snuje wizję kolapsu globalnego systemu walutowego.  Z kolei książka "Currency Wars" ma w sobie więcej rozważań o konfliktach ekonomicznych i problemie upadku cywilizacji. Tam właśnie trafiłem na wzmiankę o książce Josepha Taintera i jego badaniach nad upadkami cywilizacji zawartych w książce "The collapse of complex societies", która chyba będzie następna na mojej liście lektur.

Z kolei George Friedman skupia się na analizach geopolitycznych ze szczególnym osadzeniem w kontekście geograficzno historycznym. Lektury jego książek "Następna Dekada - gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy" oraz "Punkty zapalne: kryzys wyłaniający się w Europie" pozwalają osadzić nasze ekonomiczne i cywilizacyjne rozważania w pewnym kontekście i zastanowić się nad możliwymi scenariuszami rozwoju sytuacji. Warto śledzić analizy ukazujące się na blogu firmy analitycznej Friedmana Geoplitical Futures.


piątek, 12 stycznia 2018

S&P podniósł prognozę wzrostu PKB dla Polski do ponad 4 proc. w 2018 r.

Gospodarka wręcz przegrzewa się - piszą w raporcie analitycy S&P Global Ratings. W 2018 r. realny wzrost PKB Polski z przekroczy 4. Taką opinię opublikowało niedawno S&P. Problemem jest to, że NBP nie kwapi się z podnoszeniem stóp i studzeniem gospodarki.

Agencja S&P wskazuje problemy prawne i społeczne (starzenie się społeczeństwa) jako główne czynniki ryzyka na ścieżce wzrostu. Niski jest także wskaźnik inwestycji prywatnych.

Także bank Światowy podniósł niedawno prognozy dla polskiej gospodarki. jak wynika z najnowszych prognoz PKB Polski ma wzrosnąć o 4% w 2018 r., a w latach 2019-2010 kolejno o 3,5% i 3,1%.

Bank Światowy w swojej najnowszej prognozie zwrócił uwagę na mocną konsumpcję wspieraną świetną sytuacją na rynku pracy, rosnący eksport i odbicie w inwestycjach (częściowo z powodu rosnącego wykorzystania środków unijnych).

czwartek, 21 grudnia 2017

W listopadzie inflacja najwyższa od 5 lat

W listopadzie ceny były o 2,5% wyższe niż rok wcześniej - inflacja była najwyższa od 5 lat. Najbardziej wzrosły ceny żywności, jedna czwarta wzrostu cen była też związana z kosztami utrzymania mieszkania. Nic więc dziwnego, że pogarszają się nastroje konsumenckie. W grudniu wg. badań GUS są one najniższe od kwietnia.

Ceny żywności rosną nie tylko w Polsce, ale także w całej Europie. 

Niestety nie zanosi się na to aby rosnąca inflacja miała przełożyć się na wzrost stóp procentowych. rząd i NBP liczą na wykreowanie sytuacji ujemnych realnych stóp. 

To taki news na święta - niewesoły zbytnio.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Krzywa Laffera

Jest taka koncepcja teoretyczna w ekonomii, która mówi, że w przypadku zwiększania stopy opodatkowania w gospodarce, dochody budżetowe rosną tylko do pewnego momentu, a następnie zaczynają spadać. Jednym słowem, koncepcja ta mówi, że dokręcanie podatkowej śruby działa jedynie do pewnego momentu, a po przekroczeniu pewnego punktu krytycznego już przestaje mieć efekty.

W połowie lat 70 XX wieku koncepcję te opisał Arthur Laffer ilustrując ją charakterystycznym rysunkiem krzywej, która do pewnego momentu rośnie, a później opada.

Koncepcja ta jest mocno kontrowersyjna, wydaje się logicznym, że co do zasady jest poprawna, ale co do samego kształtu krzywej i jej parametrów, stałości w czasie i tego, w którym punkcie się znajdujemy jest zawsze spór. Co więcej decyzje podejmowane w gospodarce różnią się w zależności od tego czy są to np. indywidualne decyzje zakupowe, czy decyzje przedsiębiorstw jako całości. Jako uogólnienie to koncepcja ta wydaje się słuszna, że nadmierny fiskalizm zaczyna w pewnym momencie wypychać działalność gospodarczą w szarą strefę, nader często jednak krzywą Laffera używa się do atakowania polityków chcących zwiększyć podatki.
Dane empiryczne wskazują, że obniżenie skrajnie wysokich stawek podatkowych rzeczywiście przynosiło skutki w postaci zwiększenia dochodów budżetowych (np. PIT 1925r. USA, podatek akcyzowy od wyrobów spirytusowych w Polsce). Rzecz w tym, że takie przykłady się dosyć trudno analizuje bo gospodarka jako całość jest bardzo złożonym organizmem, intuicyjnie jednak wydaje się, że jednak coś jest na rzeczy. Wysokie stawki podatkowe zwykle stanowią zachętę do szukania sposobów optymalizacji podatkowej.

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Skąd się bierze inflacja?

Inflacja to pojęcie, z którym stykamy się często. o inflacji mówią dziennikarze ekonomiczni, mówi o niej minister finansów, mówią o niej w bankach, czy wśród inwestorów. Intuicyjnie odczuwamy, że inflacja oznacza wzrost cen, ale czy rozumiemy to zjawisko i wiemy skąd się bierze?

Po pierwsze inflacja, rozumiana jako wzrost cen jest widocznym obrazem znacznie głębszego zjawiska lub zjawisk. Ceny mogą rosnąć, ze względu na niedopasowanie popytu i podaży w różnych sektorach gospodarki, mogą być napędzane sztucznie tworzonym popytem wywołanym strumieniem inwestycji rządowych lub prywatnych w określony sektor, mogą też mieć podłoże kosztowe (np. gdy rosną ceny paliw czy energii), w wielu przypadkach jednak te zjawiska w skali lokalnej i globalnej redukują się do tego, że w przypadku wzrostu ilości pieniądza w gospodarce jego wartość spada i odzwierciedla się to we wzroście cen.

Emisja pieniądza, czy inwestycje rządowe prowadzą do zwiększonych zakupów dóbr określonego rodzaju, co wywołuje presję na wzrost cen. Ten wzrost cen przekłada się na ssanie w innych sektorach wywołując wzrost cen innych dóbr, związanych pośrednio z pierwotnym popytem. Pojawia się także psychologiczne oczekiwanie wzrostu cen i presja na wzrost płac, które powoduje, wzmacniające efekty dodatniego sprzężenia zwrotnego.

Inflacja jest w pewnej mierze zjawiskiem psychologicznym jak i ekonomicznym. Oczekiwanie wzrostu cen skłania do podnoszenia cen własnych i powoduje, że czasem dochodzi do niekontrolowanego wzrostu inflacji. Podobnie dodruk pieniądza do pewnego stopnia nie jest zauważany przez uczestników obrotu gospodarczego, ale w pewnym momencie zaczyna być dostrzegany i wywołuje presję na wzrost cen i płac.

Zauważcie, że w dużej mierze za inflację odpowiada w gruncie rzeczy polityka rządu banku centralnego. To od niej zależy ilość pieniądza w systemie, wysokość obciążeń podatkowych i wielkość strumienia inwestycji rządowych.