środa, 29 czerwca 2016

Czy oszczędzać w walutach?

Po ogłoszeniu w ubiegłym tygodniu wyników referendum odnośnie wyjścia Wielkiej Brytanii ze Unii Europejskiej, pojawia się często zadawane pytanie o kursy walut względem złotówki. W tym kontekście warto sobie odpowiedzieć na pytanie jeszcze bardziej podstawowe - czy warto oszczędzać w walutach obcych? W mojej opinii warto i czasem trzeba. Oto dlaczego. 

Posiadanie pewnej części oszczędności w obcej walucie stanowi swoistą polisę ubezpieczeniową na wypadek rozpadu krajowego pieniądza. Oczywiście zaraz odezwą się ci, którzy powiedzą, że to jest niepatriotyczne, etc. Cóż, historia uczy nas, że trzeba przede wszystkim zachowywać pewną pragmatykę, a nie kierować się emocjami czy ideologią. Przykłady z przeszłości pokazywały wielokrotnie i w Polsce i na świecie sytuacje kiedy pieniądz danego kraju stawał się bezwartościowy. Żaden patriotyzm nic tu nie pomagał,kiedy pieniądze w portfelu zamieniały się z dnia na dzień w bezwartościowe papierki. Posiadanie waluty w jakiejś ilości może uchronić przynajmniej cześć oszczędności.

Odpowiedź na pytanie ile walut się posiadać, jest różna w zależności od danej osoby. Należy zachować jakiś rozsądny umiar bo przecież kursy walut potrafią też spadać i to gwałtownie. 

Najbardziej sensowne jest posiadanie zawsze pewnej ilości waluty tego kraju, do którego najczęściej jeździmy na wakacje. Uzupełniana w momentach korzystnego kursu rezerwa będzie wydawana w czasie wakacyjnym i jednocześnie będzie stanowiła polisę ubezpieczeniową, o której pisałem wyżej. 

Warto się także zastanowić czy - mając kredyt w walucie obcej - nie odłożyć sobie poduszki finansowej w walucie kredytu. Jak dużej? Według mnie minimum w wysokości jednej czy dwóch rat kredytu. Zapewni to spokojny sen na wypadek gwałtownych wahań na rynku walut i ułatwi planowanie spłaty bo pozwoli dokupywać walutę na spłatę zobowiązania po korzystniejszym kursie.

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Czy w celu oszczędzania trzeba rezygnować ze wszystkiego?

Bardzo często w kontekście oszczędzania pojawiają się pytania czy należy na prawdę ze wszystkiego rezygnować żeby tylko zaoszczędzić kolejną złotówkę? Moja odpowiedź brzmi nie, nie ma to sensu i nie jest to potrzebne. Człowiek w życiu potrzebuje pewnego balansu. Dlatego też drastyczne rezygnowanie ze wszystkiego na co można wydawać pieniądze  jest destrukcyjne i ma sens tylko w sytuacjach krytycznych z punktu widzenia finansów. We wszystkich innych sytuacjach życiowych sens ma mądre oszczędzanie. Mądre - czyli takie kiedy odpowiadamy sobie za każdym razem na pytanie: czy to mi jest na prawdę potrzebne? Jaką potrzebę zaspokaja ta rzecz/usługa? Czy jest warta przeznaczanych na nią pieniędzy?

Odpowiadając na te pytania warto mieć na uwadze, że zarobienie pieniędzy nie jest łatwym ani szybkim procesem. Znacznie łatwiej i szybciej jest je wydać, dlatego też warto czasem odłożyć z premedytacją na później decyzję wydatkową. "Przespanie się z problemem" nie jest czasem takie złe, szczególnie w przypadku poważniejszych kwot. Dokonywanie poważniejszych zakupów impulsowo jest niekorzystne dla naszego portfela.

Warto też pamiętać, że jeśli dziś posiadamy pieniądze to nie znaczy to, że będziemy je mieli zawsze. Warto pomyśleć o tym co może nastąpić w razie nadejścia "gorszych czasów". Posiadanie oszczędności może nas uchronić przed wieloma nieprzespanymi nocami.

W kwestii oszczędzania warto także pamiętać, że niska cena często idzie w parze z niską jakością, ale wysoka cena nie zawsze oznacza wysoką jakość. Warto poczytać opinie czy przeanalizować dany produkt zanim wydamy na niego pieniądze. Czasem wydatek o 20% droższy oznacza, że produkt, który kupimy będzie nam służył dwa razy dłużej. Pamiętajmy o tym jednak, że znana marka nie zawsze gwarantuje jakość. Niestety często znane marki każą sobie płacić za etykietkę, a produkty wytwarzane mają w Chinach. Warto zwracać uwagę na konstrukcję produktu (np. AGD) czy materiał, z którego jest wykonany (w przypadku ubrań) pod kątem jego trwałości i niezawodności.


czwartek, 23 czerwca 2016

Przetestowałem kartę walutową w Wielkiej Brytanii

Miałem okazję niedawno wyjechać za granicę do Wielkiej Brytanii. Problemem, z którym często zderzają się podróżujący tam turyści jest przypadek, kiedy przy płatności kartą bankową dokonywane jest przeliczenie kursu z funtów na złotówki. Rzecz w tym, że przeliczenie to odbywa się zazwyczaj dwuetapowo. Najpierw organizacja płatnicza przelicza kurs na euro a dopiero potem z euro na złotówki. 

Nietrudno się domyśleć, że taka operacja podwójnego przewalutowania skutkuje zazwyczaj zwiększeniem się ceny w złotówkach. Na każdym przewalutowaniu tracimy bowiem kilka procent. 

Jest na szczęście na to rada. Na naszym rynku są dostępne karty walutowe denominowane w funtach. Można je uzyskać kiedy założymy np. konto w kantorze internetowym, który takie karty wydaje. Także banki wydaję tego typu karty do rachunków oszczędnościowych w walucie. 

Kidy otrzymamy już taką kartę pozostaje jeszcze zakup walut w kantorze internetowym i zasilenie rachunku do którego podpięta jest karta. Ja skorzystałem z rozwiązania w kantorze internetowym Aliora, do którego można taką kartę otrzymać. Jest ona bezpłatna kiedy zostanie użyta w ciągu pół roku od wydania. Można nią także płacić w internecie co jest szczególnie istotne kiedy rezerwujemy np. bilety przez serwisy internetowe linii lotniczych czy atrakcji turystycznych.

Kartę sprawdziłem i przetestowałem i rzeczywiście obciążenia na takiej karcie wynoszą tyle ile na rachunku w walucie. Płaciłem kartą normalnie i zbliżeniowo a także internetowo i nie miałem najmniejszych problemów. Raz pewien śniady sprzedawca uznał ją za kartę kredytową i doliczył parę groszy na ewentualną prowizję, ale zwalam to na karb egzotycznego wyglądu samej karty i mnie kupującego jedynie sześciopak piwa. Dosyć regularnie za to terminale płatnicze uznawały kartę za wymagającą własnoręcznego podpisu zamiast PIN, ale nie stanowiło to poważniejszego problemu. 

Należy się też przygotować, że terminale np. w maszynach biletowych nie będą wymagały PIN w ogóle. Co kraj to obyczaj - trzeba się jednak w związku z tym przygotować,  że zgubienie takiej karty może być bolesne jeśli nie zastrzeżemy jej wystarczająco szybko.

Na koniec uwaga - nie dostaję za ten wpis, kasy, po prostu piszę o sprawdzonym produkcie, który działa i który mogę z czystym sumieniem polecić. Domyślam się, że inne karty wielowalutowe czy denominowane w GBP wydawane przez inne banki działają analogicznie. W poprzednie wakacje miałem okazję korzystać na podobnej zasadzie z karty podpiętej do rachunku w EUR a wydanej przez BGŻ. Działało to równie sprawnie w krajach "eurolandu".

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Zakup waluty w kantorach internetowych, oszczędność i wygoda.

Od kilku lat na naszym rynku finansowym rozgościły się wirtualne kantory. Działające zupełnie online przybytki oferują możliwość wymiany walut np. na potrzeby spłaty kredytu we frankach czy euro. Oferowane przez nie kursy są często korzystniejsze niż w tradycyjnych kantorach, przez co korzystają z ich usług także osoby wybierające się za granicę. Także firmy często wymieniają walutę korzystając z możliwości jakie daje negocjowanie kursów. W końcu osoby, które przysyłają z zagranicy pieniądze także korzystają z kantorów online po to aby wymienić walutę na złotówki.

Dlaczego kantory internetowe tak się rozgościły w naszym kraju? Była to przede wszystkim odpowiedź na potrzeby rzeszy spłacających kredyty walutowe. Problem polegał na tym, że banki uczyniły sobie z e spreadów walutowych dodatkowe źródło bardzo przyzwoitego (albo i nieprzyzwoitego - zależy jak na to patrzeć) zarobku. Podnosiło to koszty zakupu walut dla wszystkich spłacających kredyt. Kiedy tylko pojawiła się możliwość spłacania kredytu w walucie to klienci chętnie zaczęli z niej korzystać kupując franki czy euro właśnie w kantorach online.



W tym momencie rynek kantorów podzielić można na kilka grup serwisów. Pierwsze to przybudówki banków. Wszak banki kiedy zobaczyły jak biznes na wymianie walut robią prywatni przedsiębiorcy same zapragnęły utrzymać się w interesie tworząc różne kantorowe serwisy. Drugiego rodzaju są kantory online działające na takiej zasadzie jak kantor tradycyjny. Logujemy się, przelewamy złotówki, wymieniamy walutę i zwrotnie otrzymujemy przelew walutowy. Trzeci rodzaj to coś w rodzaju giełdy między chętnymi do sprzedaży i chętnymi do zakupu. czwarty rodzaj pozwala łączyć swoje zlecenia zakupu walut z innymi użytkownikami co miałoby pozwolić taniej kupić waluty na rynku międzybankowym.

Każdy może znaleźć ofertę zaspokajającą jego konkretną potrzebę. Co więcej, ponieważ rynek się trochę nasycił to niektóre firmy walcząc o klienta oferują dodatkowe usługi. A to są to karty walutowe, a to są to przekazy pieniężne za granicę albo z zagranicy do kraju. To jest odpowiedź na zapotrzebowanie, które wyszło już poza pierwotną konieczność spłaty kredytów walutowych.

W tej konstelacji różnych opcji pojawia się problem wyboru. Pierwotnie kryterium wyboru kantoru była wysokość spreadu i obsługiwane banki. Nie każdy kantor przelewał do dowolnego banku bez opłat. Teraz w zasadzie różnice w spreadach nie maja już takiego znaczenia, a znacznie bardziej istotne są dodatkowe usługi i wygoda korzystania a także wiarygodność i bezpieczeństwo transakcji. Z pomocą przychodzi szereg serwisów internetowych pozwalających porównać kantory względem różnych kryteriów.

Zainteresowanych odsyłam do listy kantorów internetowych na moim drugim blogu. Znajdziecie tam linki do wielu różnych kantorów online a także linki do serwisów, które ułatwią wybór poprzez porównanie rynkowej oferty.


środa, 15 czerwca 2016

Niepewność - Brexit - referendum 23 czerwca

Wpadł mi w ręce niedawno pewien raport „2016 INVESTMENT OUTLOOK” opracowany w grudniu 2015 przez Blackrock Investmet Institute (https://www.blackrock.com/corporate/en-us/literature/whitepaper/bii-2016-outlook-us-version.pdf). Może trochę za późno bo należało go czytać pięć miesięcy temu, ale w końcu 2016 rok jeszcze trwa a wykresy w tym raporcie są dosyć interesujące.

Wykres, który szczególnie zwrócił moja uwagę nawiązuje do mojego wpisu grudniu 2015 o ryzyku inwestycji w czasach zerowych stóp procentowych (http://www.przeglad-finansowy.pl/2015/12/ryzyko-inwestycji-w-czasach-zerowych.html)



Co pokazuje ten wykres? Otóż w normalnych czasach firmy zadłużają się aby inwestować ponieważ aby spłacać dług (ponosić koszty) potrzebne są pieniądze (zwrot z inwestycji). Najtańszym sposobem zazwyczaj, w normalnych czasach jest emisja akcji, gdyż akcjonariuszom nie trzeba płacić odsetek. Pieniądz, za który trzeba zapłacić jest zwykle bardziej „produktywny” (na wykresie jasnozielony) i powoduje zwiększenie produkcji, wydajności, przyszłych przychodów, etc. Decyzja o zadłużeniu się, czy emisji akcji wiąże się z koniecznością uzasadnienia jej przynajmniej przed dotychczasowymi akcjonariuszami.

Aktualnie żyjemy w czasach nienormalnych. Charakteryzują się one tym, że wielkie instytucje mogą pożyczać pieniądze za darmo (zerowe stopy procentowe). Skutkuje to tym, że żadnej motywacji do rozsądnego inwestowania tych pieniędzy nie ma. Skoro dostajemy pieniądze za nic to tez i łatwo je wydać (jak z 500zł na dziecko, czyż nie widać tu analogii?). Kolorem fioletowym na wykresie pokazano właśnie takie „nieinwestycyjne” wykorzystanie długu na skup własnych akcji czy przejęcia innych firm. 

Korporacje wykorzystują tani kredyt aby zmniejszyć liczbę akcji i tym samym poprawić wskaźnik zysku na akcję. Zyski korporacji tymczasem spadają. Od 2008 roku powrót gospodarki amerykańskiej na ścieżkę wzrostu następował znacznie wolniej niż średnio dla „recovery” po recesjach z lat 1960-2006.

Rośnie zatem ryzyko, że po podniesieniu stóp procentowych, wielkie korporacje zaczną mieć finansową czkawkę bo rozmiar długu do spłacenia będzie niemożliwy do obsługi. Według Black Rock najbardziej zagrożone przy ewentualnej podwyżce stóp są korporacje usługowe, inwestujące w nieruchomości, handlujące dobrami konsumpcyjnymi czy telekomy.

Nie ma się zatem dziwić temu, że wszyscy z napięciem czekają na to czy FED podniesie w czerwcu stopy procentowe. Taki manewr przełoży się na wyniki korporacji. Na pewno przełoży się także na notowania ich akcji, które rozdęte są do rozmiarów bańki na amerykańskiej giełdzie. Mamy zatem coś w rodzaju stanu kiedy choremu podaje się kroplówkę, której nie można odłączyć bez konsekwencji, ale której skutki uboczne są coraz bardziej zauważalne.

Jedną z konsekwencji może być więc zwiększona zmienność na rynkach akcji. Są gracze dla których taka zwiększona zmienność jest paliwem, ale dla wielu inwestorów może stanowić silnie dezorientujący czynnik wpływający na samopoczucie.

Najbliższy czas charakteryzuje przy okazji także zwiększające się ryzyko polityczne. Nie mam tu na myśli naszego własnego grajdołka. Oczywiście naiwnym byłby ten, kto sądzi, że polityczne zamieszanie, rozdawnictwo 500+ przy braku konkretów jeśli chodzi o przychody budżetowe (podatek handlowy nadal w powijakach, podatek banków niższy niż sądzono) doprawione megalomanią, zadęciem i mocarstwowymi ambicjami na miarę Korei Północnej, pozostanie  bez wpływu na kurs złotówki i przepływy kapitału. Znacznie większy wpływ na zmienność rynków będzie miało referendum w sprawie Brexitu, które odbędzie się za miesiąc. Szanse oceniam na 50/50. Należałoby zatem równomiernie obstawiać za i przeciw. Na pewno niekorzystne po ewentualnym Brexicie, czy nawet pomiędzy wynikiem referendum a faktycznym wyjściem z UE, będą niepewność i turbulencje. Oj te będą i to spore. Generalnie rynki finansowe i inwestorzy wolą znane status quo, jakiekolwiek by ono nie było, od nieznanego. Niepewność wstrzymuje rynek. Strach paraliżuje.

Nie jest też pewne co w przypadku Brexitu wydarzy się w Szkocji, choć spadające ceny ropy dosyć skutecznie ostudziły nacjonalizm i ambicje.  W przypadku pozostania w UE funt raczej może się umocnić, zaś przy decyzji na wyjście z UE, właśnie przez niepewność co do ostatecznego kształtu tego wyjścia, może się osłabić. 

Podobnie może się zachowywać euro. Nasza rodzima waluta na rozbujanych wodach nigdy nie radziła sobie najlepiej. Śmiem twierdzić, że każda niepewność jej nie posłuży. Stabilne status quo i owszem. Z resztą nasza giełda ma podobnie, gros inwestorów na GPW to wszak kapitał zagraniczny. 

Można się zastanawiać czy jakaś ucieczka do dolara nie miałaby pewnego sensu jako hedge na okoliczność niepewności po ewentualnym Brexicie. 



Artykuł jest przedrukiem z majowego wydania Newslettera Przeglądu Finansowego, którego wszystkie archiwalne wydania możecie przeczytać na tej stronie. Jeżeli zaś jesteście zainteresowani otrzymywaniem co miesiąc dodatkowego wpisu na maila właśnie w tamach newslettera, to wystarczy podać swój adres e-mail.


Zapisz się na newsletter aby otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach.

Zapisując się na Newsletter otrzymasz za DARMO następujące eBooki:
  • "Jak analizować wykresy giełdowe" autorstwa Pawła Biedrzyckiego - 47 str. format PDF
  • "Jak inwestować w złoto?" - 19 str. format PDF
  • "Inwestycje alternatywne" - 12 str. format PDF
  • "Złote ciekawostki i tajemnice" - 47 str. format PDF

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Jak zaoszczędzić na wydatkach przy wyjeździe zagranicznym?

Zbliża się okres wyjazdów wakacyjnych, niektórzy zapewne wybiorą się za granicę. Warto przed wyjazdem zastanowić się i zaplanować w jaki sposób będziemy finansować swoje zagraniczne wydatki. Dodatkowo warto także rozważyć różne możliwości zaoszczędzenia.

Przy wyjeździe zagranicznym musimy dysponować pewną kwotą w walucie. Najczęściej posługujemy się w tym celu gotówką, ale ma ona swoje wady. Przede wszystkim przy dłuższym wyjeździe lub pobycie z rodziną ilość tej gotówki staje się całkiem spora. Jesteśmy wtedy podatni na ryzyko, że ktoś nam ją ukradnie, albo ją najzwyczajniej w świecie zgubimy. Ja sam nie lubię jadąc za granicę zabierać ze sobą całości środków w gotówce. Pewna kwota jest jednak potrzebna. Jak się zatem do tego zabrać aby nie przepłacić?

Jeżeli kraj, do którego się wybieramy posługuje się walutą typu dolar czy euro, to nie ma problemu. Zazwyczaj w kantorze jesteśmy w stanie kupić dolary czy euro w sensownej cenie. Gorzej, kiedy wybieramy się np. na Węgry czy do Chorwacji, albo do innego kraju z własną lokalną walutą. Wtedy kupowanie jej w Polsce może się skończyć tym, że albo kantor nie będzie jej miał w wystarczającej ilości, albo przepłacimy. W takim wypadku lepiej zaopatrzyć się w pewną kwotę w gotówce właśnie kupując dolary lub euro.

Co jednak z resztą pieniędzy? Można i owszem wziąć ze sobą kartę płatniczą. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że płacąc za granica kartą do konta w złotówkach będziemy ponosić koszty przewalutowania każdej transakcji i banki obedrą nas ze skóry na spreadzie. Co gorsza w krajach poza strefą euro, zazwyczaj płacąc kartą poniesiemy koszty podwójnego przewalutowania. raz kwota transakcji zostanie przeliczona z waluty lokalnej na euro, a dopiero potem na złotówki. Jak się przed tym ustrzec?

Sprawdźmy dokładnie w swoim banku jak są rozliczane płatności zagraniczne. czasem jest możliwość założenia konta walutowego i przypięcia swojej karty do tego konta na czas wyjazdu. Pozwoli to albo uniknąć przewalutowań w ogóle, albo przynajmniej zaoszczędzić na jednym przeliczeniu kursu.

Uważajmy także na mechanizm, który nazywa się DCC - ten skrót oznacza Dynamic Courrency Conversion (Transakcja w walucie karty). Płacąc kartą za granicą możemy być zapytani czy chcemy dokonac płatności w walucie karty czy w walucie lokalnej. jeżeli zdecydujemy się na walutę karty to transakcja zostanie przeliczona po kursie operatora terminala a nie naszego banku. Bywa tak, że kurs ten jest niekorzystny jeśli nasz bank ma niższe spready. Dlatego właśnie warto sprawdzić jak są rozliczane płatności nasza kartą i jaki jest stosowany kurs w takim przypadku.

Pisałem o tym, żeby założyć konto walutowe i na nim mieć cześć środków na wyjazd. jak jednak je zasilić? Walutę można kupić w kantorze walutowym. Niejednokrotnie kursy w kantorach online są znacznie korzystniejsze niż w stacjonarnych. 

Niektóre kantory internetowe pozwalają także założyć w ramach samego kantoru kartę walutową. Karty walutowe zazwyczaj dostępne w euro, dolarach i funtach. jak dobrze poszukamy to taka karta może być nawet bezpłatna. 


poniedziałek, 6 czerwca 2016

Dlaczego planowanie finansowe jest ważne?

Pytanie postawione w tytule wydaje się być naiwne, ale wiem, że wielu ludzi nie stosuje żadnego planowania finansowego i "żyje na żywioł" od "pierwszego do pierwszego". Warto tymczasem uświadomić sobie, że planowanie swoich finansów ma znaczenie, wydaje mi się nawet większe, kiedy mamy tych pieniędzy mniej. Chodzi właśnie o to aby uniknąć konieczności zaciągania ad hod pożyczki w banku kiedy zepsuje się nam jakiś sprzęt AGD.

Pewne zdarzenia życiowe są przewidywalne. Wiemy kiedy zaczyna się rok szkolny, wiemy kiedy są święta, wakacje czy urlop. Takie rzeczy należy koniecznie uwzględniać w swoim planie finansowym. Jeżeli na pół roku wcześniej zaczniemy odkładać pewne kwoty z przeznaczeniem na świąteczne zakupy czy szkolną wyprawkę, to unikniemy nerwów i niepewności w czasie kiedy pieniądze nam rzeczywiście będą potrzebne. Do tego nie trzeba stosować jakiś wymyślnych technik, wystarczy koperta, do której będziemy odkładali pewne kwoty z określonym przeznaczeniem. 

Planować można także wydatki na sytuacje, które są zupełnie losowe. Tak, przecież można utworzyć pewną pulę oszczędności np. na zakupy sprzętu AGD. Wiadomo wszak, że nic nie działa wiecznie, każde urządzenie elektryczne prędzej czy później osiągnie stan zużycia i trzeba będzie je wymienić. Wiedząc to tym powinniśmy odkładać na zakup nowych sprzętów wcześniej. Pozwoli nam to uniknąć kupowania na kredyt, który zazwyczaj znacząco podraża koszty zakupu.